Było to podczas otwarcia jesiennej wystawy obrazów. Dziwnym trafem byłam wówczas na sali, gdzie się dokonał mord, stałam nawet o parę kroków od Prezydenta. Przed chwilą razem z przyjaciółką przyglądałyśmy się jemu uważnie. Tłumiłam trochę przesadny zapał Loli żartami, że ma z lekka wyrudziały paltot i że spodnie jego nie są idealnie zaprasowane. Szłyśmy tuż za nim. Zaczęłam właśnie oglądać obrazy, przed którymi Prezydent dopiero co przechodził w towarzystwie dwóch panów z Zachęty. I nagle... trzy prędkie, następujące jeden po drugim strzały. Chwila straszliwego popłochu, kilka osób rzuca się ku drzwiom [...] i nagle popłoch ustępuje miejsca ponuremu przerażeniu wobec dokonanej zbrodni. Kobiety dostają spazmów. Jakiś siwowłosy pan płacze. Ktoś wykrzykuje nieskoordynowane wyrazy.
[...]
Wszyscy odruchowo cofnęli się ku ścianom, jedynie po środku został leżący człowiek z otwartym skrwawionym gorsem. Potem przeniesiono go sztywnego i nieruchomego na kanapę. Zdaje się, że już wtedy nie żył. Jedna z kul trafiła w samo serce. Publiczność wyprowadzono do przyległej sali, gdzie trzymano nas przez parę godzin. Z gmachu Zachęty nie wypuszczano i nie wpuszczano nikogo prócz przedstawicieli rządu i policji, wezwanych telefonicznie na miejsce wypadku. W hallu ogólne wzburzenie długo nie ustawało. Słychać było poszczególne okrzyki:
— Kto to zrobił?... Kto sprawcą mordu?... Eligiusz Niewiadomski?
Dziwili się wszyscy, że właśnie malarz... artysta dokonał tego czynu. [...]
Po jakiejś godzinie wyniesiono na noszach ciało, pokryte sztandarem narodowym. Przez okna widziałam plac przed Zachętą, czarny od zebranych tłumów.
Warszawa, 16 grudnia
Maria Kasprowiczowa, Dziennik, Warszawa 1968.
Zaraz po 12.15 wywołuje mnie do telefonu porucznik Laszkiewicz i melduje, że przed chwilą Prezydent w Zachęcie został ciężko ranny.
Nie wiedząc w jakim stanie mogę zastać Prezydenta, daję rozkaz by oprócz otwartego auta przygotować lando i zaalarmowałem szwadron, z którym wyruszyłem do Zachęty.
Kiedy przyjechałem, ciało Prezydenta jeszcze leżało na podłodze.
Przybyły władze sądowe, minister spraw wewnętrznych.
[…]
Po ukończeniu niezbędnych sądowych formalności, wyniesiono na noszach ciało, złożono w otwartem lando i przykryto flagą…
Wraz z doktorem pułkownikiem Piestrzyńskim, stanęliśmy na stopniach otwartego powozu i zawieźliśmy ciało do Belwederu…
Warszawa, 16 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
O godzinie 11.50 – wizyta u kardynała Kakowskiego. Spotkałem tam prezydenta Narutowicza. Przez jakiś czas rozmawialiśmy we trójkę. Kardynał w sposób dość nieprzyzwoity mówił o PSL – dyskusja na temat reformy rolnej. Prezydent Narutowicz odjechał. Zostałem jeszcze parę minut i rozmawialiśmy z kardynałem o stosunku PSL do kleru, o stosunkach sejmowych itp.
Od kardynała wróciłem do sejmu. W kilka minut potem otrzymuję telefoniczną wiadomość od wiceministra Studzińskiego z Prezydium Rady Ministrów, że na p. Narutowicza dokonano zamachu – „ciężko ranny!”. Mam natychmiast jechać na Radę Ministrów.
Wzburzony i oszołomiony, jadę autem. Na ulicach ruch zwykły.
W prezydium zataję zebranych ministrów. Chodzą bezradni! Żadnych zarządzeń nie wydano. Dowiaduję się, że Narutowicz zmarł. Żądam od ministra Sosnkowskiego postawienia załogi wojskowej w pogotowiu.
Ponieważ nie wszyscy ministrowie przyjechali, jadę na chwilę do „Zachęty”, gdzie dokonano zamachu. Zastaję zwłoki Narutowicza na ziemi, owinięte w chodnik czy kapę ze stołu.
Warszawa, 16 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
19 grudnia o 2.30 odbyła się eksportacja ciała Prezydenta na zamek do Sali rycerskiej.
Podczas pochodu nie zakłócono spokoju.
Za trumną szła rodzina, następnie marszałek Sejmu, ja za nim; następnie gabinet ministrów, członkowie Sejmu i Senatu, generalicja, różne delegacje, i ogromna ilość publiczności, stały szpalery wojsk. Był mroźny dzień, prószył drobny śnieg… pochód trwał z górą 2 godziny.
Warszawa, 19 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Wczoraj [30 grudnia] skazano [Eligiusza] Niewiadomskiego na śmierć. Bolesne jednak i niebezpieczne dla przyszłości, iż nie wyszedł moralnie unicestwiony. „Gazeta Poranna” podała obronę Niewiadomskiego in extenso, natomiast przemówienie prokuratora w kilku wierszach! Czyż naprawdę jesteśmy narodem anarchicznym?! A może tylko nienawiść partyjna bielmem moralnym pokrywa oczy?
Ciekawe też, iż ci, którzy najgłośniej domagali się głowy Niewiadomskiego, po wyroku są niezadowoleni. „Raczej niechby siedział dożywotnio w więzieniu i uświadomił sobie ogrom zbrodni!”
Mówiono mi, iż p. Paschalski ma zamiar rekurować, opierając się na tym, iż nie przyznano jednej marki „odszkodowania” rodzinie Narutowicza po to, by sprawę dokładniej wyświetlić i pokonać Niewiadomskiego także moralnie. Dość już jednak tego babrania się w nieszczęściu i gnojowisku politycznym! Jak najprędzej zamknąć bolesny rozdział i przystąpić do wychowywania społeczeństwa w duchu państwowym!
Warszawa, 31 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.